Nowy Rok. Nowe plany, przyjemności, doświadczenia, spostrzeżenia i znajomości. Już za chwilę wybieram się w kolejną podróż i jej poświęcam kawałek swojego życia. Ktoś może powie "bez sensu, szkoda czasu". Ktosiu, pozwól mi żyć marzeniami, nawet jeśli ma mi to życie zmarnować :) Różnym ludziom co innego nadaje sens istnienia. Mi spokój i zadowolenie przynoszą podróże (zwłaszcza te duże ;)) Podziwiać co raz to inne krajobrazy, poznawać innych ludzi, ich kulturę, rozsmakowywać się w różnych potrawach, kosztować nowych trunków, zachwycać się i obrzydzać, dziwić się każdego dnia. Uwielbiam. Myślisz sobie: super sprawa, ja nie mam nic takiego. Otóż masz, przypomnij sobie tylko, o czym pomyślałeś po przeczytaniu poprzedniego posta. Dąż do tego co dzień...
Tym razem wybór padł na Nepal i sąsiednie Indie. W tej właśnie kolejności, póki co. O Nepalu myślę od 1993 roku, kiedy to pracowałam w sklepie ze zdrową żywnością w Nowym Jorku i mełłam zieloną trawę na zdrowotny sok, robiłam koktajle z napsutych często warzyw (!) i serwowałam gościom. Pracowałam z szalenie miłym Nepalczykiem z Kathmandu, którego rodzice prowadzą wyprawy w Himalaje. Gyalzen Sherpa każdego dnia opowiadał mi niesamowite historie ze szlaków Khumbu. Zakochałam się w tym kraju, a folder od Gyalzena mam do dziś.
Skoro już jednak mam być tak daleko, trzeba zobaczyć i Indie. Indie, o których nic nie wiedziałam, ba, nawet się bałam, przerażał mnie ogrom informacji o tym kraju. Kiedy trzy miesiące temu zaczęłam się wczytywać w dzieje, to do dziś wiem nadal mniej niż więcej. Tyle rzeczy jeszcze chciałabym doczytać, a czas na "praktykę" nadchodzi wielkimi krokami. Czuję. że ten kraj mnie wciągnie. Ze względu na historię, wielkość obszaru, różnorodność ludzi Indie to kraj kontrastów. Zobaczymy, na czym to polega...